Przemierzam mokre ulice Liverpool'u, od czasu do czasu zaglądając na wyświetlacz mojego telefonu. Słyszę i czuję czyjąś obecność, a tak nie powinno być. Kilka sekund temu nikt za mną nie szedł. O tak wczesnej porze, ludzie dopiero przewracają się na drugi bok, ale nie, ja wtedy biegam, myślę. Rano zajęcia, później praca, a wieczorem problemy i tak w kółko.
Ostatni raz obracam swoją głowę, gdy moje serce praktycznie staje.
To on.
Liam nic nie wspominał... przecież to niemożliwe.
Zdenerwowana przyśpieszam krok i wchodzę w pierwszą lepszą uliczkę. Moje serce nabiera niepokojącego rytmu. Podejmuje nieco głupią decyzje i wystukuje numer do Li. Gdy nie odbiera, zrozpaczona osuwam się na murku.
- Huhu i co? Zawsze byłaś dziwką.... myślisz, że to nie była ustawka? Głupia Iss, moje idiotyczne słoneczko.- pojawia się nade mną. Jego głos jest pełen nienawiści, przeraża mnie.
Krzyczę i ze łzami w oczach i spływającym potem budzę się w łóżku.
Przez dosłownie dwadzieścia minut dochodzę do siebie. Niestety wyprzedziłam mój budzik o zaledwie kilka sekund. Z niechęcią wstaję i kieruje się do łazienki, a tam odpowiednio przygotowuje się na zajęcia.
-Hej Hannah!- ściskam moją najlepszą przyjaciółkę, przed uniwersytetem.
- Tak się stęskniłam, Manhattan bez Ciebie to dno.
- Nie przesadzaj, opowiadaj!- piszczę.
-Więc Josh był taki romantyczny... zabrał mnie na kolacje i ogólnie zapłacił masę pieniędzy, ale to szczegół. Ważne, że to najlepsze dwa tygodnie w moim życiu!- czasem zazdroszczę jej tego, że mimo takiej odległości spotyka się ze swoim chłopakiem, częściej niż ja.
- Oświadczył Ci się?- pytam idąc tuż u jej boku.
-Niee, Is, jesteśmy ze sobą dopiero dwa lata i dobrze wiesz jak to jest. Myślę, że woli zaczekać jeszcze te kilka miesięcy, by przeprowadzić się do mnie.- na ostatnie słowa wyobrażam sobie mnie i Liama... ale to nigdy nie nastanie..
- Uhm on ma racje... po co ma się spieszyć, miłość poczeka. Chyba... ale chodźmy, bo Mrs. Lenny się wkurwi.
-Hej Isabelle, chyba dla mnie opuścisz dziś zajęcia?- czyjś dobrze mi znany głos krzyczy za mną. Bez zastanowienia biegnę i autentycznie wskakuje w ramiona mojego przebranego chłopaka.
- Co ty tutaj robisz? Przecież miałeś być w Londynie.... dopiero za tydzień... ale ty tutaj.- gadam jak najęta.
- Widzisz koncert jest dopiero za dwa dni.... no cóż jeżeli mnie nie chcesz mogę sobie odlecieć.
- Nie żartuj.
- No już dobrze.- całuje mnie w usta, ale przestaje gdy kilku studentów patrzy się na nas wielkimi oczami.- To może zaczekać.- łapie mnie za rękę i prowadzi do samochodu, którym przyjechał.
- Cześć, Christian. Dawno się nie widzieliśmy, prawda?- witam się z jednym z prywatnych kierowców.
- Isabelle, to już chyba z dwa miesiące, miło Cie widzieć.
- Dosyć tych czułości, jedźmy.- mówi Liam uśmiechając się.
- Przyjechałeś by spędzić ze mną te kilka dni?
- Właściwie to, nie tylko, ale jak najbardziej.
- Musisz coś załatwić?
- Niestety, ale to wieczorem, teraz bawmy się.
Praktycznie cały nasz wolny czas oglądamy telewizję, śmiejemy się i przytulamy, ale gdy dochodzi godzina szósta, chłopak wychodzi, mówiąc, że przyjdzie do czasu kolacji.
Podobno zespół ma kłopoty, znów jakieś.
Od kilku minut siedzę i wpatruje się w ścianę przede mną. Czekam na niego już tak długo, znów się spóźnia. Tym razem miał być na czas.
Jak na zawołanie słyszę dźwięk otwieranych drzwi i jak oparzona podskakuje. Wchodzę do małego przedpokoju i spoglądam jak ściąga buty i odwiesza bluzę na wieszak.
- Znów się spóźniłeś.- stwierdzam.
- Przepraszam, kochanie. Mamy teraz niezłe zamieszanie i sama wiesz...- drapie się po głowie.
- Nie wiem.- mimo wszystko się uśmiecham.
- Co tak pięknie pachnie?
- Zamówiona pizza.- wybucham śmiechem przytulając się do Liam'a.
- Is, nie chce psuć Ci humoru, ale musimy porozmawiać.- coś nie pasowało mi w jego głosie.
- Nie możemy po kolacji?
- Wolałbym nie.- wyjmuję talerze na stół i wsłuchuje się w jego słowa. Boje się, bo nie wiem o co chodzi.
- No dobrze, w takim razie o co chodzi?- pytam siadając na blacie w kuchni.
- Widzisz...dostaliśmy zaproszenie na bankiet charytatywny, który będzie w przyszłym tygodniu. Jeżeli nie ujawnimy się do tego czasu, dostanę 'brodę'. - podchodzi do mnie co raz bliżej i składa czuły pocałunek na czole.
- No cóż ja sama nie wiem, ale najwyraźniej musimy w końcu się pokazać.
- Przykro mi, miałaś już taki spokój, znów będą za tobą łazić.
- Daj spokój i chodź coś zjeść.
- Tylko o jedzeniu?- mruży oczy i poprawia spodnie.
- Wiesz teraz muszę dużo jeść...- uśmiecham się
- Ty.... My... chyba nie wpadliśmy?- jego mina bezcenna.
- Nie, nie.- bez zbędnych ceregieli podaje na talerze po dwa kawałki pizzy hawajskiej
Od autorki:
Witam Was !
Przepraszam, że rozdział nieco pogmatwany, ale muszę się rozkręcić.
Następny już za tydzień :)
Życzę miłego zakończenia wakacji
x Gabi