czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 1

Przemierzam mokre ulice Liverpool'u, od czasu do czasu zaglądając na wyświetlacz mojego telefonu. Słyszę i czuję czyjąś obecność, a tak nie powinno być. Kilka sekund temu nikt za mną nie szedł. O tak wczesnej porze, ludzie dopiero przewracają się na drugi bok, ale nie, ja wtedy biegam, myślę. Rano zajęcia, później praca, a wieczorem problemy i tak w kółko.
Ostatni raz obracam swoją głowę, gdy moje serce praktycznie staje.
To on.
Liam nic nie wspominał... przecież to niemożliwe.
Zdenerwowana przyśpieszam krok i wchodzę w pierwszą lepszą uliczkę. Moje serce nabiera niepokojącego rytmu. Podejmuje nieco głupią decyzje i wystukuje numer do Li. Gdy nie odbiera, zrozpaczona osuwam się na murku.
- Huhu i co? Zawsze byłaś dziwką.... myślisz, że to nie była ustawka? Głupia Iss, moje idiotyczne słoneczko.- pojawia się nade mną. Jego głos jest pełen nienawiści, przeraża mnie.

Krzyczę i ze łzami w oczach i spływającym potem budzę się w łóżku.
Przez dosłownie dwadzieścia minut dochodzę do siebie. Niestety wyprzedziłam mój budzik o zaledwie kilka sekund. Z niechęcią wstaję i kieruje się do łazienki, a tam odpowiednio przygotowuje się na zajęcia.

-Hej Hannah!- ściskam moją najlepszą przyjaciółkę, przed uniwersytetem.
- Tak się stęskniłam, Manhattan bez Ciebie to dno.
- Nie przesadzaj, opowiadaj!- piszczę.
-Więc Josh był taki romantyczny... zabrał mnie na kolacje i ogólnie zapłacił masę pieniędzy, ale to szczegół. Ważne, że to najlepsze dwa tygodnie w moim życiu!- czasem zazdroszczę jej tego, że mimo takiej odległości spotyka się ze swoim chłopakiem, częściej niż ja.
- Oświadczył Ci się?- pytam idąc tuż u jej boku.
-Niee, Is, jesteśmy ze sobą dopiero dwa lata i dobrze wiesz jak to jest. Myślę, że woli zaczekać jeszcze te kilka miesięcy, by przeprowadzić się do mnie.- na ostatnie słowa wyobrażam sobie mnie i Liama... ale to nigdy nie nastanie..
- Uhm on ma racje... po co ma się spieszyć, miłość poczeka. Chyba... ale chodźmy, bo Mrs. Lenny się wkurwi.

-Hej Isabelle, chyba dla mnie opuścisz dziś zajęcia?- czyjś dobrze mi znany głos krzyczy za mną. Bez zastanowienia biegnę i autentycznie wskakuje w ramiona mojego przebranego chłopaka.
- Co ty tutaj robisz? Przecież miałeś być w Londynie.... dopiero za tydzień... ale ty tutaj.- gadam jak najęta.
- Widzisz koncert jest dopiero za dwa dni.... no cóż jeżeli mnie nie chcesz mogę sobie odlecieć.
- Nie żartuj.
- No już dobrze.- całuje mnie w usta, ale przestaje gdy kilku studentów patrzy się na nas wielkimi oczami.- To może zaczekać.- łapie mnie za rękę i prowadzi do samochodu, którym przyjechał.
- Cześć, Christian. Dawno się nie widzieliśmy, prawda?- witam się z jednym z prywatnych kierowców.
- Isabelle, to już chyba z dwa miesiące, miło Cie widzieć.
- Dosyć tych czułości, jedźmy.- mówi Liam uśmiechając się.
- Przyjechałeś by spędzić ze mną te kilka dni?
- Właściwie to, nie tylko, ale jak najbardziej.
- Musisz coś załatwić?
- Niestety, ale to wieczorem, teraz bawmy się.

Praktycznie cały nasz wolny czas oglądamy telewizję, śmiejemy się i przytulamy, ale gdy dochodzi godzina szósta, chłopak wychodzi, mówiąc, że przyjdzie do czasu kolacji.
Podobno zespół ma kłopoty, znów jakieś.


Od kilku minut siedzę i wpatruje się w ścianę przede mną. Czekam na niego już tak długo, znów się spóźnia. Tym razem miał być na czas.
Jak na zawołanie słyszę dźwięk otwieranych drzwi i jak oparzona podskakuje. Wchodzę do małego przedpokoju i spoglądam jak ściąga buty i odwiesza bluzę na wieszak.
- Znów się spóźniłeś.- stwierdzam.
- Przepraszam, kochanie. Mamy teraz niezłe zamieszanie i sama wiesz...- drapie się po głowie.
- Nie wiem.- mimo wszystko się uśmiecham.
- Co tak pięknie pachnie?
- Zamówiona pizza.- wybucham śmiechem przytulając się do Liam'a.
- Is, nie chce psuć Ci humoru, ale musimy porozmawiać.- coś nie pasowało mi w jego głosie.
- Nie możemy po kolacji?
- Wolałbym nie.- wyjmuję talerze na stół i wsłuchuje się w jego słowa. Boje się, bo nie wiem o co chodzi.
- No dobrze, w takim razie o co chodzi?- pytam siadając na blacie w kuchni.
- Widzisz...dostaliśmy zaproszenie na bankiet charytatywny, który będzie w przyszłym tygodniu. Jeżeli nie ujawnimy się do tego czasu, dostanę 'brodę'. - podchodzi do mnie co raz bliżej i składa czuły pocałunek na czole.
- No cóż ja sama nie wiem, ale najwyraźniej musimy w końcu się pokazać. 
- Przykro mi, miałaś już taki spokój, znów będą za tobą łazić.
- Daj spokój i chodź coś zjeść.
- Tylko o jedzeniu?- mruży oczy i poprawia spodnie.
- Wiesz teraz muszę dużo jeść...- uśmiecham się 
- Ty.... My... chyba nie wpadliśmy?- jego mina bezcenna.
- Nie, nie.- bez zbędnych ceregieli podaje na talerze po dwa kawałki pizzy hawajskiej
Od autorki:
Witam Was ! 
Przepraszam, że rozdział nieco pogmatwany, ale muszę się rozkręcić.
Następny już za tydzień :) 
Życzę miłego zakończenia wakacji 
x Gabi 

4 komentarze:

  1. Pogmatwany ale miło się czytało <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Siemasz!
    Loui jesteś dupkiem, idiotą, kretynem, ops...dalej mam wymieniać?
    Z tą dziwką mówiłeś o sobie, c'nie?
    Hi Hannah! Jestem Alex, uwielbiam cię i shippuje z Josh'em<3
    No ale nie mówimy o Liam'ie Payn'ie?
    WOW
    Czas utrzeć nosa szmacie, yea to było o tobie Louis'ie!
    A chciałbyś Li, wszystko da się zrobić.....

    Okej, ty wróciłaś, ja wróciłam, jest good!
    Wspaniale piszesz<3
    Nadal czekam na wyjaśnienie sprawy, szczególnie z Leną!


    xxAlex

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale to wszystko zagmatwane...
    Czytałam całą pierwszą część, ale nie komentowałam, bo znalazłam twojego bloga, jak już był zakończony...
    Historia świetnie wymyślona i genialnie pisana, choć czasem chaotycznie ;)
    Ale!
    Z niecierpliwością czekam na nexta, bo już mnie zżera ciekawość, jak na ten związek będzie reagować Louis i jak to wszystko się potoczy.

    Życzę duuuuużo weny i pozdrawiam!

    A tak przy okazji zapraszam do mnie ;)
    http://babylookwhatyoudonetome-emilylouis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń